Kaktus za życie
Życie bezdomnej RUTKI wisiało na włosku. Maltretowana suczka, z ciężką przepukliną, trafiła do schroniska. lekarze z Palucha nie mieli warunków ani pieniędzy by zoperować zwierzaka. Zawieźli go do prywatnej przychodni. Dzień po operacji weterynarze onieiemieli: na stole, obok RUTKI, leżał szczeniak.
- To cud, że ta suczka urodziła. Weterynarze uratowali dwa życia, choć nie zauważyli, że Rutka spodziewa się małego - mówi Bogumila Folman ze schroniska na Paluchu. - Historia jak z bajki.
Ciężki przypadek
Pieska przywiózł do schroniska chłopak z Raszyna. - Znalazłem ją na ulicy - mówił. Pracownicy Palucha obejrzeli suczkę: półtoraroczna, maleńka, ruda. Nazwali ją Rutka. - Była w ciężkim stanie. Wyglądała na mocno pokopaną, miała siny brzuch opowiada Bogumila Folman. Przez tydzień pracownicy walczyli o życie suczki. Podawali środki antywstrząsowe, karmili z ręki. A Rutka była półprzytomna. Weterynarze zrobili zdjęcia rentgenowskie.- Pomoże tylko natychmiastowa operacja - orzekli.
Kto zapłaci?
Schronisko nie ma specjalistycznej aparatury potrzebnej do przeprowadzenia takiej operacji - tłumaczy Bogumila Folman, która postanowiła ratować pieska. Na początku lutego z wynikami badań pojechała do prywatnego Centrum Zdrowia Małych Zwierząt przy u1.Gagarina 5. Weterynarz obejrzał zdjęcie i zadecydował:- Nie ma czasu. Trzeba natychmiast operować.- Pies mógł się udusić w każdej chwili. Był po wypadku, miał uraz przepony, przepukline, a do tego złamaną łapę opowiada dr Dariusz Wiśniewski. Rutka została w szpitalu zwierzęcym.
Jak kaktus na dłoni
Kiedy weterynarze zajrzeli do niej następnego dnia po operacji, zaparło im dech w piersiach. Na stole, obok suczki, leżał szczeniak. - To niesamowite. Ta ciąża umknęła naszej uwadze - mówi dr Wojciech Czerwiński. Pewnego dnia do przychodni przyszła jedna z klientek, by odwiedzić chorego kota. Zobaczyła Rutkę. - Nie mogłam jej tak zostawić. Przygarnęłam i ją, i szczeniaka - mówi - Małego nazwałam Kaktus.
Przychodnia potraktowała Rutkę ulgowo: za operację Rutki schronisko nie musiało płacić. Tylko za leki.- Jakieś 400 zł - mówi Bogumiła Folman. - Normalnie zapłacilibyśmy grubo ponad tysiąc złotych. Skąd weźmiemy pieniądze? Zrzucą się pracownicy schroniska. Najważniejsze, że Rutka jest zdrowa i ma dom. I za to dziękujemy weterynarzom, którzy w tym pomogli. MONIKA TUTAK Super Experss 17.02.2001