Kotce naszykowałam pudło wyłożone ręcznikami. Nie pamiętałam kiedy nastąpiło zapłodnienie i nie mogłam się skapować kiedy będzie poród żeby kotce zapewnić spokój. Ale obserwowałam ja. W sobotę zaczęła się niespokojnie
zachowywać od rana. Wskakiwała do pudla i wyskakiwała z niego. zrozumiała ze pudło jest dla niej bo ją często do niego wsadzałam chociaż wcześniej to głownie kocur w nim urzędował i cale pogryzł. Po południu kotka leżała na kanapie i zauważyłam ze futerko pod ogonem ma trochę poplamione krwią. To był znak ze poród się zbliża. Ona cały czas chodziła. Wchodziła do pudla i wychodziła. W końcu pozna nocą ułożyła się w nim na boku i zauważyłam ze cos jej wyłazi z pupy. Trwało to mniej parę sekund i mały był na świecie mokry i pokrwawiony. Wylizała go. Po paru minutach pojawiły się 2 następne. Potem minęła chyba godzina czy cos takiego i myślałam ze to już koniec. Zdążyłam powysyłać listy do znajomych ze mam 3 kociaki i ze dobrze ze tak mało i szkoda, że żaden nie jest rudy. Rano się okazało ze dzieciaków jest 6.